Zamknij

Piotr Augustyniak: kiedy świat płonie, trzeba kontemplować istnienie

14:30, 01.04.2025 Aktualizacja: 14:36, 01.04.2025
Skomentuj PAP PAP

"Boga nie ma, jest życie" to osobista opowieść Piotra Augustyniaka - filozofa, autora książki "Jezus Niechrystus" i byłego zakonnika - o duchowości poza religią, bez Boga oraz o pełni życia. "Nie wierzę w Boga. Myślę, że Bóg, w którego trzeba wierzyć, z pewnością nie jest Bogiem. Jest czymś, w co trzeba wierzyć" - tymi słowami rozpoczyna swoją książkę. W rozważaniach prowadzą autora Mistrz Eckhart, Martin Heidegger, Heraklit, Friedrich Nietzsche i Paul Celan. Istotną kategorią w tym osobistym eseju jest kairos. "Kairos to coś bardzo wyzwalającego, inspirującego i napełniającego życiem, choć wcale nie tłumaczy jego sensu. Raczej uwalnia od jego obsesyjnego poszukiwania. Bo kairos to doświadczenie totalności życia tu i teraz - poza jakimkolwiek poszukiwaniem i projektowaniem" - czytamy w książce.

Czytelnik może zarzucić, że jakiś tam gość napisał coś o rozwoju osobistym i chce kontemplować istnienie, a świat płonie. Odpowiem prowokacyjnie: Tak, to właśnie trzeba robić! Wrócić do podstawowych doświadczeń - mówi PAP Piotr Augustyniak, autor książki "Boga nie ma, jest życie".

Polska Agencja Prasowa: Po książce "Jezus Niechrystus", która o przejściu od wiary w Boga do wiary w samego siebie, napisałeś "Boga nie ma, jest życie"…

Piotr Augustyniak: "Jezus Niechrystus" był w dużej mierze moją rozprawą z katolicyzmem czy szerzej - religią chrześcijańską. Natomiast nową książką próbuję pójść dalej i opowiedzieć o pozytywnym, wewnętrznym doświadczeniu - odbywającym się poza religią. W dzisiejszym świecie +turbokapitalizmu+, który nas wyjaławia i zamyka jak w potrzasku nasze indywidualności, to doświadczenie jest niezwykle istotne. Chodzi o to, aby ową indywidualność rozszczelnić, otworzyć nas na horyzont istnienia.

PAP: Czym zatem jest tytułowe życie?

P.A.: Nie mam na myśli tylko biologicznego procesu; możemy nazwać to istnieniem lub byciem. Czerpię jednak inspirację z myśli starożytnej Grecji, gdzie istnieje piękny termin "zoe". Oznacza on prymarny wymiar doświadczenia życia, z którego wyrastamy i którego jesteśmy częścią. Dotknięcie tego wymiaru jest niezwykle ważne dla naszej kondycji i integralności, ale także i tego, co nazywam duchowością poza religią. W naszym cywilizacyjnym życiu się od tego doświadczenia odrywamy, więc moja książka jest próbą przypomnienia o nim.

PAP: Czy to życie, aby było pełne, zawsze musi być bez Boga?

P.A.: Starałem się napisać książkę osobistą. Moja droga jest taka, że w doświadczeniu Boga, w którym byłem wychowywany i zanurzałem się konsekwentnie, doszedłem do ściany. Miałem wrażenie, że jest to coś, co mnie od tego fundamentalnego doświadczenia istnienia oddala.

Myślę jednak, że w mojej opowieści jest uniwersalny potencjał. Nie ma się co łudzić, że nasz dzisiejszy polski katolicyzm jest drogą we właściwym kierunku. Po napisaniu poprzedniej książki dużo ludzi zwracało się do mnie z prośbą, abym napisał podręcznik czy wprowadzenie do "duchowego ateizmu". Przestraszyłem się tego, chociaż w jakimś sensie mnie to pociągało. Czułem jednak, że podręcznika nie ma sensu pisać, bo doświadczenia istnienia są indywidualne. Próbuję opowiedzieć o sobie i o tym, że dla mnie droga z Bogiem i poprzez Boga była czymś, co zamykało na to doświadczenie. Myślę, że podobnie jest w przypadku wielu osób.

PAP: Ale mimo wszystko doświadczenie duchowości jest czymś, do czego powinniśmy dążyć?

P.A.: We współczesnym świecie jest za dużo mówienia o tym, co trzeba i powinno się robić. Ja tak bym nie chciał. W książce próbuję wyjść od opisu współczesnej kondycji. W Polsce jesteśmy na dwa sposoby wyjałowieni i ograniczeni. Z jednej strony jest to wynik spuścizny katolickiej tradycji, która zawłaszczyła pojęcie duchowości. W dużym stopniu jest to tradycja jakiejś formy bezduszności, nastawienia na władzę, pieniądze oraz kontrolę społeczną. To nie jest dobra przestrzeń do wewnętrznego wyzwolenia.

Z drugiej strony mamy procesy, które przyszły do nas z neoliberalną transformacją. Oczywiście, przyniosła ona wiele dobrych owoców, z których wszyscy korzystamy, ale jest to jednak bezduszny projekt, gdzie wszystko, co ważne i do czego człowiek się odnosi, jest natychmiast przekładane na język merkantylny, w związku z tym staje się towarem. My sami w tym wszystkim jesteśmy eksploatowani i uprzedmiotowieni przez wielkie koncerny używające zaawansowanych technologii. Chodzi o to, aby w tej sytuacji próbować odnaleźć żywotne inspiracje, które mogą człowieka otworzyć wewnętrznie, dać mu poczucie ulgi. Jest to także droga zrozumienia tych wszystkich trudnych procesów, czyli wychodzenie z iluzji i niewiedzy, ale także droga odnajdywania horyzontu życia.

PAP: Zaproponowana przez ciebie duchowość odchodzi od Boga i koncentruje się na człowieku. I to nie na tym drugim, ale na nas samych. Nie boisz się oskarżenia o pychę?

P.A.: Mam świadomość, że moja książka może się spotkać z wieloma oskarżeniami. Natomiast nie jest to opowieść o samoafirmacji człowieka. To raczej próba pokazania perspektywy, w której istotną rzeczą jest nasze krytyczne odniesienie do samych siebie. Ekstatyczne doświadczenie życia, które opisuję, to nie jest moment, kiedy mogę czuć się w pełni komfortowo i bezproblemowo w moim status quo. Jest to doświadczenie zmuszające człowieka do krytycznej weryfikacji własnej postawy. To doświadczenie, które wyprowadza poza nowoczesny narcyzm. Pychę rozumiemy jako zapatrzenie się człowieka w siebie, we własne możliwości i znaczenie, a także stawianie siebie w centrum wszystkiego. Ale przecież jest często obecne również w praktykowaniu religii, tyle tylko, że jest kamuflowane niemądrymi, choć mądrze brzmiącymi ideami. Pycha jest także często obecna w postawie z pozoru altruistycznej, nastawionej na innych.

Doceniam i rozumiem potrzebę bycia dla drugiego człowieka, a także odnajdywania się we wspólnocie dla innych. Natomiast w książce chciałem opowiedzieć o czymś, co jest potrzebne najpierw, aby bycie dla innych mogło być autentyczne.

PAP: Po odejściu z zakonu dominikanów zająłeś się zawodowo filozofią i teatrem. Jak doświadczenie filozofii i teatru właśnie zaczęło zastępować doświadczenie Boga?

P.A.: Stopniowo, ale konsekwentnie. Kiedy zamarzyło mi się, aby zawodowo zajmować się filozofią, doświadczenie religijne było jeszcze wówczas dla mnie bardzo ważne. Zacząłem jednak sobie uświadamiać, że to, czego w gruncie rzeczy w nim szukałem, w lepszy i bardziej bezpośredni sposób odnajduję w filozofii. Zresztą od początku filozofia była dla mnie czymś, co francuski filozof Pierre Hadot nazwał "ćwiczeniem duchowym", drogą do wewnętrznego przebudzenia. Odkryłem, że filozofia, która rezygnuje z pojęcia Boga osobowego i krytycznie odnosi się do chrześcijaństwa, odpowiada lepiej moim potrzebom metafizycznym. Filozofia była więc narzędziem wyjścia z chrześcijańskiego kokonu, w który się owinąłem, ale też była alternatywną, pozytywną drogą doświadczenia życia.

Jendak akademickie doświadczenie filozofii to za mało. "Boga nie ma, jest życie" jest książką literacką. To świadomy zabieg, bo wydaje mi się, że mniej dosłowny i bardziej obrazowy język ma większy potencjał. Nie byłoby tego, gdyby obok filozofii w moim życiu nie pojawił się teatr oraz przestrzeń kulturalnej debaty, którą animuję od lat.

PAP: A kiedy utwierdziłeś się w przekonaniu o supremacji życia nad absolutem?

P.A.: Zamiast o absolucie, wolę mówić o systemie językowym czy ideologicznym, który pozwala człowiekowi radykalne doświadczenie życia oswoić. Uważam, że religia chrześcijańska jest próbą złagodzenia tego doświadczenia, systemem pojęciowym i wyobrażeniowym, który niby konfrontuje z czymś ostatecznym, ale nadaje mu cechy kojące, pozwalające na pośrednią kontrolę. Można ulec złudzeniu, że mamy jakiś patent na to, jak z tym, co ostateczne, się obchodzić. A to jest fałszywe i zamykające.

Ale takie próby łagodzenia możemy odnaleźć także w radykalnym ateizmie. To też często jest forma intelektualnej pychy! Mam tu na myśli przekonanie, że dzięki naszej racjonalności i ideom, które sami wytwarzamy, możemy sferę ostateczną - ten nieprzekraczany horyzont istnienia - zredukować i poddać kontroli. A tak się nie da. Stoimy wobec czegoś suwerennego, czego jesteśmy zresztą cząstką. Skonfrontowanie się z tym jest fantastycznie otwierające. To może się dziać poprzez filozofię, teatr, literaturę, a także muzykę i taniec. Ale w mniejszym stopniu poprzez religię, a jeśli już, to poprzez wielkich mistyków, którzy dla religii oficjalnej byli podejrzani, ponieważ pokazywali, że to, na co religia chce mieć patent, jest nieosiągalne. Nie chcę robić z teatru, filozofii czy literatury panaceum, widzę ich mankamenty, jednak mają one większy potencjał niż religia.

PAP: Czy twoja rozprawa z Bogiem to rozprawa z Bogiem wyłącznie chrześcijańskim?

P.A.: Przede wszystkim tak. Moja wyobraźnia jako człowieka wychowanego w katolickim kraju jest właśnie taka. Ale rozszerzyłbym to także na całe monoteistyczne myślenie o Bogu. Nie byłoby to więc tylko chrześcijaństwo, ale także judaizm i islam. Dla mnie to projekty, które uważają, że jest przekraczająca świat dobra i wszechmocna osoba, która to wszystko trzyma w garści i uzasadnia. Powiem brutalnie - to perspektywa, która jest formą bluźnierstwa przeciwko istnieniu.

Doświadczenie istnienia odbieram jednak w kategoriach sacrum. Wiele czerpię ze starogreckich doświadczeń, które nie znają transcendentnej wizji boskości. Jeżeli życie jest czymś suwerennym, co nas ogarnia, tworzy, to w doświadczeniu wielu osób będzie miało wymiar czegoś świętego czy boskiego. Ale to nie jest osobowy, monoteistyczny Bóg. W książce szukam alternatywnych form myślenia o tym, czym jest boskość.

PAP: Czy to oznacza, że osoba wierząca nie może w pełni doświadczyć istnienia? Czy aby tak się stało, trzeba odrzucić ideę Boga?

P.A.: Mamy często tendencję, aby odczuwać dyskomfort w atakowaniu religii czy w krytycznym odniesieniu do niej. Chcę podkreślić, że jest to jednak coś, na co warto się poważyć. W związku z tym różne sygnały powrotu do religii chrześcijańskiej, ponownego afirmowania chrześcijaństwa kojącego czy porządkującego świat, płynące z kręgów liberalnych, uważam za regres. Byłbym jednak za tym, aby opowiadać się po stronie zerwania.

Z drugiej strony ludzi są różni. Znam też takich, którzy mówią, że tego, o czym mówię w swojej opowieści, oni szukają właśnie w wierze. Jeżeli mają takie doświadczenie i tak widzą rzeczywistość, to nie mogę tego negować. Być może są tacy, którzy są w stanie to połączyć. Ale robienie z tego propozycji o charakterze uniwersalnym, zwłaszcza w społeczeństwie takim jak nasze, jest całkowicie przeciwskuteczne.

PAP: Doświadczenie istnienia jest także afirmacją drobnych rzeczy, przypadków?

P.A.: Na pewno jest wrażliwością na przeróżne doświadczenia życia. Istotną kategorią w moim eseju jest kairos. To moment, który czasem jest dosadny i nie można go przeoczyć - ktoś umrze lub zakochamy się w kimś bez pamięci. Jest to jak piorun, który nas trafia, a w nim przebłyskuje totalność istnienia. Ale oczywiście zdarzają się również małe kairosy, które także mogą być otwierające. Mogą to być rozmowy przy kawie, jak my teraz rozmawiamy, czy spacer w piękną pogodę. Te momenty są mniej nachalne, dlatego potrzebna jest forma uważności, aby je dostrzec. Taka buddyjska, ale też starogrecka uważność jest dla mnie bardzo istotna. Te małe kairosy łączę z tradycją mistyczną i kategorią Gelassenheit, czyli zdystansowania do samego siebie, które pozwala człowiekowi być afirmatywnym wobec rzeczywistości i innych. Dla mnie oznacza to także bycie otwartym na momenty istnienia, które wyrzucają nas z codziennego biegu zadaniowości.

PAP: Jak należy filozofować i w ogóle myśleć w świecie, który jeśli się nie kończy, to przynajmniej się rozpada?

P.A.: Dziś odpowiedzialnością filozofa jest opowiadanie o trudnym świecie stechnicyzowanego turbokapitalizmu, opartego na ciągłym podpięciu pod maszynę konsumpcjonizmu. To doświadczenie jest bowiem alienujące, jest poza jakąkolwiek kontrolą, pomnaża nierówności, dewastuje przyrodę, wprowadza niepokoje i paranoje polityczne, które mamy dzisiaj np. w amerykańskiej administracji, a jeszcze niedawno mieliśmy je w polskich kręgach władzy.

Moja książka jest mocno zanurzona w doświadczeniu południa Europy. Na przykładzie współczesnej Grecji widać, jak piękny i cudowny świat przyrody, natury, który przedziwnie się tam utrzymuje i oddziałuje na ludzi oraz ich codzienne życie, jest dzisiaj zagrożony. Książka jest moją próbą reakcji również na to.

Wybrałem drogę osobistej opowieści. Oczywiście, może być ona dla kogoś złudna i irytująca. Czytelnik może zarzucić, że jakiś tam gość napisał coś o rozwoju osobistym skupionym na sobie i chce kontemplować istnienie, tymczasem świat płonie. Odpowiem prowokacyjnie: Tak, to właśnie trzeba robić! Wrócić do podstawowych doświadczeń. Nie dla samorozwoju, ale dla planety właśnie i dla innych istot żywych.

Aby zacząć zmianę w skali makro, musimy najpierw zmienić nasz stosunek do tego, co jest na wyciągnięcie ręki. A jest to zanurzenie się w istnieniu. Perspektywa wszechogarniającego życia, przed którą uciekamy, jest wspaniałym punktem wyjścia do całościowego myślenia o społeczeństwie i przyrodzie. Próbuję więc dołożyć swoją cegiełkę w budowaniu wewnętrznej świadomości i zmiany wrażliwości.

PAP: Co książka zamyka w twoim życiu, a co otwiera?

P.A.: Kiedy napisałem książkę o Jezusie jako archetypicznej postaci, którą wszyscy mamy w sobie, wywróciło to mój świat do góry nogami. To było dziwne, niesamowite doświadczenie. Być może "Boga nie ma, jest życie" jest próbą dopowiedzenia tego wszystkiego, co się ze mną wtedy stało.

Ale jest także zdaniem sobie sprawy z tego, co zaczęło się dla mnie otwierać. Mam tu na myśli moment wewnętrznej zmiany, który możemy nazwać przebudzeniem. Aby to się stało, trzeba zamknąć w sobie duchowe utożsamienie z religią. Mogą to być jednak także inne rzeczy, owoc pewnego ideowego gwałtu, którego rzeczywistość społeczna, kulturowa, wyobrażeniowa dokonuje na jednostce. Tego doświadczmy wszyscy, tak zaczyna się nasza życiowa podróż.

Aby jednak pójść w niej dalej, wypłynąć na pełne wody, musimy odpiąć te holowniki, które były potrzebne, żebyśmy mogli się poruszać po porcie. Inaczej niż w prawdziwej żegludze nigdy do końca się od nich w duchowej podróży nie uwolnimy. Ale trzeba cały czas próbować. Inaczej nie da się otworzyć na doświadczenie życia. A to doświadczenie jest tajemnicą, paradoksem. Bywa czasem bolesne i odbierające poczucie bezpieczeństwa. Jest jednak wyzwalające, a dzięki temu też upojne i transowe.

Rozmawiała Anna Kruszyńska

Książkę Piotra Augustyniaka "Boga nie ma, jest życie" wydał Znak Literanova.

Piotr Augustyniak - filozof i pisarz, nauczyciel akademicki. Autor książki "Jezus Niechrystus" oraz podcastu "Kawa z filozofem"; kurator Festiwalu Schopenhauera. W Teatrze Juliusza Słowackiego w Krakowie prowadzi cykl performatywnych debat "Myślnik. Jazz, filozofia, stand up". Przez pięć lat był członkiem zakonu dominikanów.

Anna Kruszyńska (PAP)

akr/ miś/

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu jura365.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%