Zamknij

Naczelnik TOPR: nie chciałbym prowadzić firmy komercyjnie wykonującej akcje ratownicze

14:33, 07.06.2025 Aktualizacja: 15:11, 07.06.2025
Skomentuj PAP PAP

W czwartek, w czasie ćwiczeń TOPR, doszło do awarii jednego z silników śmigłowca Sokół. Maszynę, na pokładzie której było dwóch pilotów i dwóch ratowników, udało się szczęśliwie posadzić na lotnisku aeroklubu w Nowym Targu. Jednak czasowe wyłączenie z użytkowania Sokoła, i to u progu sezonu letniego, sprawiło, że w mediach społecznościowych odezwały się głosy, że - wzorem Słowacji i niektórych krajów alpejskich - również w Polsce poszkodowani powinni albo mieć wykupioną polisę, albo sami pokrywać koszty akcji ratunkowej.

Po awarii śmigłowca TOPR, w mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja o potrzebie wprowadzenia dla poszkodowanych odpłatności za akcję. Zdaniem naczelnika TOPR Jana Krzysztofa byłoby to "karaniem za to, że miało się wypadek". I wcale nie poprawiłoby sytuacji pogotowia.

Jan Krzysztof naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego nie jest entuzjastą tego rozwiązania. Jak podkreślił w rozmowie z PAP, głównym kosztem działania podmiotów ratowniczych - pogotowia, straży pożarnej czy ratownictwa górskiego, jest utrzymanie gotowości. Same koszty działań ratowniczych stanowią nikłą część całego budżetu.

"Często słyszę argument, że mają płacić ci niefrasobliwi. Nie, przy takim rozwiązaniu płacą wszyscy, również ci, którzy zachowują się właściwie, a jednak ulegają wypadkowi" - wskazał naczelnik TOPR i dodał, że ta niefrasobliwość jest trudna do udowodnienia: "nie chcielibyśmy spędzać czasu w sądzie i budować w pogotowiu działu windykacji należności".

Jak przekonywał Jan Krzysztof, TOPR ma kontakty ze służbami ratunkowymi w całej Europie i poza nią, a te działają na różnych zasadach. Stąd wie, że odpłatność za akcje wcale nie czyni ludzi bardziej ostrożnymi i nie skutkuje mniejszą liczą wypadków.

W ocenie naczelnika takie rozwiązanie to w pewnym sensie karanie za to, że miało się wypadek w górach. "Nie chciałbym prowadzić firmy, której działanie miałyby się opierać na typowo komercyjnym wykonywaniu ratownictwa" - zapewnił.

Działalność górskich służb ratunkowych w Polsce jest finansowana z budżetu państwa, z opłat za wstęp na teren parków narodowych (15 proc. ceny biletu jest przekazywana na ratownictwo w danym rejonie), a także ze wsparcia partnerów i sponsorów oraz z dobrowolnych przekazań 1,5 proc. odpisu od podatku dochodowego. "To większe wpływy do naszego budżetu niż te z odpłatności za akcje służb na Słowacji" - podkreślił naczelnik TOPR. Zwrócił przy tym uwagę, że słowaccy ratownicy borykają się z poważnymi problemami organizacyjno-finansowymi, a system wyliczania kosztów jest bardzo skomplikowany. "Nie mam danych za ostatni rok, ale wpływy z tego tytułu stanowią maksymalnie 8 proc. ich budżetu" - wskazał Krzysztof.

Podobnie tę sprawę postrzega kolejny rozmówca PAP, choć nie ratownik, to również zawodowo związany z Tatrami. "To hejt na ludzi, którzy chodzą po górach i zdarzają się im wypadki" - ocenił Jan Krzeptowski-Sabała, przewodnik, specjalista ds. turystyki w Tatrzańskim Parku Narodowym. Zwraca przy tym uwagę, że takiego rozwiązania nie dałoby się wprowadzić lokalnie: "Przecież nad morzem czy na Mazurach ratownicy też nikogo nie kasują. Wymagałoby to zmiany zasad finansowania służb w całej Polsce, zmian na poziomie ustaw i rozporządzeń" - zauważył.

Krzeptowski-Sabała w takim rozwiązaniu widzi jeszcze jedno zagrożenie - w razie jakiejś niebezpiecznej sytuacji, część poszkodowanych, nie posiadając ubezpieczenia i bojąc się poniesienia wysokich kosztów, zastanawiałaby się, czy wzywać pomoc, co mogłoby mieć tragiczne skutki.

"Działania ratownicze powinny mieć stałe finansowanie z kilku źródeł, a nie pochodzące od ludzi, którzy zostali kalekami lub rodziny tych, którzy zginęli w górach" - podsumował.

Jak powiedział PAP Jan Krzysztof, wciąż nie wiadomo, jak długo maszyna TOPR będzie wyłączona z użytkowania. "Jeżeli okaże się, że ta przerwa będzie dłuższa, to mamy decyzję pana ministra Kosiniaka (Władysława Kosiniaka-Kamysza, wicepremiera, ministra obrony narodowej - PAP) i jesteśmy w kontakcie roboczym z lotnictwem wojskowym, z którym już wielokrotnie współpracowaliśmy" - oświadczył naczelnik.

Jak w czasie wcześniejszych przerw w eksploatacji śmigłowca TOPR spowodowanych na przykład przeglądami serwisowymi, służbę w Zakopanem będzie pełnił wojskowy Sokół z wojskową obsługa lotniczą i załogą ratowniczo-medyczną TOPR na pokładzie.

W ubiegłym roku TOPR pomógł 1330 osobom. Około 30 proc. akcji stanowiły te z wykorzystaniem śmigłowca.

W słowackiej części Tatr koszty akcji ratunkowej spoczywają na ratowanych. Horska Zachranna Sluzba (odpowiednik naszego TOPR) wystawia fakturę poszkodowanemu, a ten - jeśli posiadał polisę obejmującą aktywność, w wyniku której nastąpił wypadek (np. turystyka szlakowa, pozaszlakowa, taternictwo, skitouring) - może ubiegać się o zwrot kosztów od firmy ubezpieczeniowej. Zasada ta nie dotyczy nieletnich oraz rodzin osób, które uległy wypadkom śmiertelnym.

HZS, w przeciwieństwie do TOPR, nie dysponuje własnym śmigłowcem. Korzysta z maszyn Bell 429 i Agusta A109K2 wchodzących w skład floty firmy, która na zlecenie słowackiego ministerstwa zdrowia, pełni funkcję odpowiednika naszego Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Jeśli wiadomo, że celem akcji jest transport ciała ofiary wypadku, wówczas wysyła się śmigłowiec słowackiego ministerstwa spraw wewnętrznych, którego częścią jest HZS, żeby lotnicza firma podwykonawcza nie pobrała za to opłaty i żeby nie obarczać nią bliskich ofiary. (PAP)

gru/ mhr/

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%